Czy w biznesie jest miejsce na emocje? Nie. Ale tylko dlatego, że sami sobie je zabraliśmy. Jak się nad tym faktem dłużej zastanowić, to można się doszukać kilku schematów. Dawno, dawno temu, okazywanie emocji było proste. Kiedy się cieszyłaś to całą piersią, a kiedy złościłaś – dawałaś temu upust dając w łeb źródłom deprywacji potrzeb. W sytuacjach konfliktowych często sprawę załatwiały rękoczyny i wygrywał silniejszy. Może to właśnie w tych prehistorycznych czasach ma swoje źródło lęk przed silnymi emocjami? Potem pojawił się ktoś, kto uznał, że to nie jest dobra droga i tak zaczął się proces , który doprowadził nas do dziś. Czyli do miejsca, w którym okazywanie emocji bywa... hmmmm.... uznawane co najmniej za niepożądane.
Pamiętasz swoje dzieciństwo? Jak często słyszałaś, że nie trzeba się złościć? Jak często słyszałaś, że nie masz powodu, by płakać? Dzieci mają naturalną potrzebę okazywania emocji w takim natężeniu, jak je czują i w taki sposób, w jaki im wygodnie. Bez hamulców. Przynajmniej dopóki rodzice nie pokażą im, że emocje nie są dobre, a ich okazywanie wręcz naganne. Nie płacz. Nie maż się. Uspokój się. Przestań robić awantury. To w domu rodzi się przekonanie, że emocje są czymś złym, a ich okazywanie wręcz naganne.
Ale miało być o biznesie.
Choć to się bardzo mocno zmienia, na świecie od wieków biznes był domeną mężczyzn. Jak sobie wyobrazić negocjacje zarania dziejów, to jedynym elementem przewagi wartym uwagi była maczuga. Ten, kto miał większą i mocniej rąbnął przeciwnika – wygrywał negocjacje. Długo potem narodziły się teorie i techniki prowadzenia rozmów tak, by ocalić życie i uniknąć skakania sobie do gardeł. Długo mówiło się też, że kobiety nie nadają się do biznesu, bo są zbyt emocjonalne, a emocje wykluczają profesjonalizm. Inny wzorzec właściwie nie istniał, więc te, które chciały zaistnieć w biznesie, musiały przyjąć, że się do wzorca dostosują (w końcu od lat słyszymy, że tak trzeba). Powstał świat biznesowy, w którym na emocje miejsca brak. Co gorsza, doprowadziło to nie tylko do tego, że w środowiskach biznesowych wykluczone jest okazywanie złości, żalu czy irytacji, ale także szczera nieskrępowana radość bywa odbierana jako dziwactwo. Dołóżmy do tego wzrastające tempo życia oraz stres i mamy gotową receptę na wystąpienie wszystkich chorób psychosomatycznych – od wysypki na skórze po zawały serca zakończone śmiercią.
Emocje zamiatane pod dywan zaczynają tworzyć coraz większą górę. Coraz trudniej je ukryć. Coraz trudniej chodzić po takim dywanie. A lęk przed zajrzeniem, co się uzbierało pod nim – paraliżuje. Niewyrażone emocje uwierają. Kłują. Bolą w sposób fizyczny i namacalny. Bóle kręgosłupa, bóle głowy, bóle mięśni… i nie tylko.
Na szczęście rodzi się nowa jakość. Choć wciąż mało korporacyjna to wierzę, że i do korporacji przeniknie.
Wraz z kobietami, które prowadzą swoje firmy, zaczął się rodzić nowy sposób zarządzania. Wartości, potrzeby i emocje pracowników zaczęły być dostrzegane i zauważane. Pojawiło się przyzwolenie na emocje także w otoczeniu biznesowym. Jest miejsce na złość, żal, smutek i zmęczenie. Jest przyzwolenie na to, by mówić o tym, co czujemy także w otoczeniu zawodowym. Przestrzeń na emocje oczyszcza atmosferę. Konflikty przestają istnieć, bo zwycięża autentyczność i naturalność. W takich firmach nie trzeba udawać kogoś, kim się nie jest, więc cała energia może być przeznaczona na produktywne działania. Tam, gdzie jest wolność na bycie sobą, tam też pojawia się przestrzeń na kreatywność, która prowadzi do innowacyjności.
Oczekiwanie, że pracownicy nie będą okazywać emocji, jest jednocześnie oczekiwaniem, że będą kimś, kim w rzeczywistości nie są. Udawanie kogoś, kim się nie jest, odbiera możliwość wykorzystania naturalnych talentów. Osoba skupiona na tym, żeby nie okazać emocji, żeby nie zrobić czegoś, co nie jest mile widziane – nie ma energii i przestrzeni na swobodne działanie. W takich sytuacjach także pracodawca traci, bo koniec końców nie wie, jacy naprawdę są jego pracownicy i na co ich stać. Tak samo działa zamiatanie konfliktów pod dywan, udawanie, że ich nie ma. Każdy ignorowany konflikt kiedyś wybucha. A unikanie konfliktów tylko wzmaga nasz lęk wzmacniając siłę nieporozumień. Nie da się nauczyć tego, by nie czuć w ogóle, albo czuć mniej. Nie da się nauczyć nie złościć czy nie cieszyć. Każdy z nas ma wrodzony poziom reaktywności emocjonalnej, który jest niezmienny. Oczekiwanie, że pracownicy będą działali dokładnie tak samo (także w obszarach relacyjnych) zabija różnorodność. Równie dobrze można by było zatrudnić w zespole wyłącznie swoich klonów.
Odpowiedzi na pytania jak powstają emocje, jak konstruktywnie sobie z nimi radzić (szczególnie w sytuacjach, gdzie wciąż nie ma na nie przestrzeni), a także to, czy można czuć mniej – to tematy na odrębne artykuły. Ten teks zakończę mówiąc:
Jeśli ktoś oczekuje, że masz uspokoić emocje, bo… (nieważne co)…, to uciekaj, gdzie pieprz rośnie. :)
Bo nawet jeśli dziś w jakimś biznesie nie ma miejsca na emocje, to czas najwyższy pracować nad tym, by pokazać, że emocje nawet jeśli negatywne, to nie są ani trudne, ani niebezpieczne. Przewaga konkurencyjna firm coraz częściej osiągana jest poprzez o szczerość, autentyczność i naturalność. Każdy może znaleźć pracodawcę, u którego może osiągać sukcesy i wykorzystywać swoje talenty będąc w pełni sobą.